piątek, 17 maja 2013

Pierdoły

Jak minął mi okres od początku kwietnia i czas wolny, którego ostatnio było tak sporo?
Tak jak zawsze - nie tak jak powinien i zupełnie inaczej niż planowałam.
Ale co tam, nie narzekajmy, przecież niedługo wakacje.
Tak więc zjarałam się w moje urodziny i to jedyne co było przyjazne tego dnia
(nienawidzę urodzin), w święta Wielkiej Nocy zajadałam się żurkiem z białą kiełbaską i ciastami przyglądając się białym zaspom za oknem i śmiejąc z przyjaciela, który pół dnia spędził w samochodzie przez  zamieć śnieżną, przeprowadziłam się też do mojego pokoju, którego doczekałam się po 17 latach, podczas majówki rozpaczałam z powodu tego, że przerwa mi szybko zleci, zacznie się szkoła i nic dobrego w życiu już mnie nie czeka, na zewnątrz padało i ogólnie ciężko było odróżnić noc od dnia przez pogodę, więc przynajmniej wyeliminowałam myśli pt. "inni teraz na pewno świetnie się bawią korzystając ze słońca". W drugim tygodniu maja (matury) uczyłam się na sprawdzian z pp (który zresztą i tak zawaliłam), robiłam ćwiczenia z angielskiego, czytałam podręcznik od geografii mojego brata (wówczas usłyszałam od niego: naprawdę nie masz już co robić w tym swoim nudnym życiu ), upiekłam babeczki, korzystałam dwa razy z ohydnego brudnego toi toja, byłam na starówce, wyszłam z kolegą, którego dziewczyna nie była z tego powodu specjalnie zadowolona, dlatego pokłócili się, jeden cały dzień przegadałam z przyjaciółką, znowu łaskawie odezwał się do mnie mój "przyjaciel", który stwierdził, że musimy się spotkać, ale potem chyba zmienił zdanie, bo przestał się odzywać albo po prostu ktoś inny dotrzymał mu towarzystwa w tym smutnym okresie, kiedy miał złamaną nogę, chłopak, przez którego i dla którego przewróciłam rok temu mój świat do góry nogami, błagał mnie o pożyczenie pieniędzy o północy, które oczywiście mu dałam, tak więc przyjechał o wpół do pierwszej po ich odbiór pod mój dom i więcej się od tego momentu nie odezwał, ja zrozumiałam, że wszystko było tylko przygodą (która jest, a potem zostaje tylko w naszych serach i głowach), natomiast nie miało nic wspólnego z przyszłością,
tak więc wyszło na jaw, że sama rozwaliłam swój zamek z piasku i teraz muszę go
budować na nowo, na całe szczęście, jak już wspomniałam na samym początku,
zbliżają się wakacje, co oznacza, że łopatki i foremki plażowe idą ruch, dlatego można pracować pełną parą. Wiadomo, nieraz jeszcze z naszego działania wyjdzie zakalec albo zostanie ono zniszczone przez inną działalność, np. morza (często tak bywa w przypadku zamków na plaży),
lecz ufff,! Co za ulga, że działalność morza może być nie tylko niszcząca, ale także budująca!
Jeszcze do Bożego Ciała rozniosę podania do szkół,
może w końcu znajdę się we właściwym LO i zacznę cieszyć się słońcem, które praży od wielu, wielu dni, zamiast stawać się zgorzkniałą i krzyczącą panną.

Selavi, czy jak to woli C'est la vie, takie jest życie, a bramki są dwie! (Jak nie trafisz do jednej, zawsze możesz próbować strzelać do drugiej, choć dwie bramki to także ryzyko strzelenia samobója, a tym samym porażka z własnej winy - i kogo tu wtedy obwiniać?).
XOXO



















/17 świeczek/


















/Boże Narodzenie? Skądże, to przecież Wielkanoc/


































/majówkowy chillout/






















/lubimy!/

















/kiedy pada deszcz podczas wolnego...

















...oglądamy Pocahontas. Nawet obie części, a co! Lubię tego kundla/

















/ładna nauka geografii/

1 komentarz: