sobota, 23 lutego 2013

Serce i głowa odpoczywają


Nie wyciskam cytryn, ale też nie wyrzucam ich od razu.
Trochę używam. Chciałabym lepiej, ale nie mam tyle siły.
Wszystko musi przychodzić etapami.
Nie mogę się doczekać aż minie zima i będę rozpływała się pod wpływem nieziemskiego uczucia
wiary, nadziei i radości po pierwszych dniach wiosny - słońca, zielonej trawy i stokrotek.
Teraz sobota, zima, 6 dni do marca, wczesne południe, łóżko, laptop, pączki, przeglądanie zdjęć,
czyli w końcu zasłużony relaks. Tak, mogę zdecydowanie posłużyć się określeniem zasłużony. To całkiem przyjemne - zmęczenie, ale duma, że coś robisz, próbujesz osiągnąć,
właściwie to bardzo dużo masz w swoich planach, w związku z tym jest tyle roboty i czekania na efekty, to będzie jeszcze długo trwać, ale lepszy wróbel w garści, niż gołąb na dachu.
Paweł zaliczał prognozowanie, S się nie odzywa, D jest chora, ja średnio sprawuję się jako przyjaciółka, piątek wieczór w końcu był chillout, ale za dwa tygodnie będzie jeszcze lepsze odpłynięcie. Trzeba odpływać, żeby odpocząć chociaż na kilka godzin i nie pływać w morzu własnych łez. Właściwie to nie tonąć.



 




  







Uwielbiam ten teledysk, mój ulubiony, nic zmieniłabym w nim nic, jest po prostu idealny i chyba nigdy mi się nie znudzi, zwłaszcza że przypomina mi o niesamowitych, starych czasach. 


Chyba muszę wstać i trochę posprzątać (nawet mój laptop jest caly w okruszkach), i zrobić pranie, i porozciągać się. Ale to też forma trochę chilloutu - głowa i serce odpoczywają, ciało trochę porusza.
xoxo